Sprawa ogródka przyblokowego, a sprawa finansowania
dodo
Użytkownik
Witam serdecznie. mam jedno pytanie związane ze sprawą założenia ogródka przyblokowego.Skądinąd wiem, że można przeznaczyć na taki ogródek 30 % tereny przyblokowego. Zarządca bloku zagarnął 100 % terenu na swoje uprawy roślin nie zostawiając skrawka ziemi dla lokatorów. mało tego leje wodę na rośliny dzień w dzień. Ostatnio podlewał 12 listopada gdzie w nocy było -3 stopnie mrozu. Wszystko pomarzło i padło, z resztą o tej porze roku już nic nie rośnie przygotowując się do zimy, a on lał wodę i lał, a kto za to płaci ? Jasne że lokatorzy. Może ktoś mi pomoże co z tym zrobić bo to już przekracza wszystkie normy przyzwoitości. Jak się zabrać do tego aby tego Pana poczynania ukrócić. Płaciliśmy bajońskie sumy za wykup terenu razem z mieszkaniem, terenu którego w życiu nie widzieliśmy na oczy. Mam 45m mieszkanie i za teren płaciłem 6 tysięcy, powiedzcie ile ziemi bym kupił za 6 tysięcy ? Którą bym miał i widział. Ten Pan zagarnął wszystko i traktuje to jak własny folwark. Pomóżcie jak to zakończyć taką samowolę.:sad:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarze
Nie zauważyłem, żeby tu ktoś Ci coś chciał wmówić.
Ze wspólnego gruntu każdy współwłaściciel ma prawo korzystać. Ty też możesz robić grilla i ustawiać swój basen, nikt Ci nie może zabronić, skoro takie są u Was zwyczaje.
bo ty nie jesteś lokatorem tylko współwłaścicielem nieruchomości gruntowej i właścicielem lokalu.
prawda jest taka, że nie znasz swoich praw i obowiązków wynikających a faktu bycia właściciel nieruchomości lokalowej i posiadający udział w częściach wspólnych.
Stał się właścicielem, zauważa pewne problemy i... się pyta - gdyby wszystko wiedział nie zaglądał by tu.
Gdy ja kupiłem mieszkanie też nie wiedziałem że jest coś takiego jak UoWL i że nie nazywam się już lokator tylko właściciel.
Dodo - ten jak go nazywasz cieć - postępuje nieprawidłowo a pani przewodnicząca wymądrza się na tematy których nie rozumie.
Jesteś na poczatku drogi - zacznij od dokładnego zapoznania sie z AN, czyli tak jak już Ci radzono musisz sprawdzić co kupiłeś (powinna nawet być mapka gruntu, tego niby ogródka, jeżeli należy do waszej wspólnoty). W drugiej kolejności poczytaj dokładnie ustawę o własności lokali, dział Kodeksu cywilnego o własności i współwłasności. Wiele spraw Ci się wyjaśni ale przybędzie też wiele problemów niezrozumiałych i tu forum będzie Ci napewno służyło pomocą.
Zasada generalna jest taka, że ani ten cieć ani ta przewodnicząca nie mają "nic do gadania" - we wspólnocie najwyższą władzą są właściciele lokali i współwłaściciele nieruchomości wspólnej.
Idealizowanie "zwykłych właścicieli" i pogardliwe traktowanie "właścicieli funkcyjnych" prowadzi do takich śmieszności.
Czy "zwykły właściciel lokalu", jakim jest dodo, przypadkiem "nie wymądrza się na tematy których nie rozumie"? O lokatorach, "cieciu", wywłaszczeniu i tym podobnych sensacjach. (Tego nie napiszesz, bo "zwykły właściciel" jest u ciebie pod ochroną?). Jak się czegoś nie wie lub nie rozumie, to trzeba opisać sytuację i zadać pytanie.
Jesteś dorosły? Bo zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko.
W twoim budynku jest ponad 7 lokali
Macie zarząd właścicielski, czyli kilku członków zarządu wspólnoty, którzy nie biorą pieniędzy
Zatrudniacie też administratora/księgową, czyli kogoś do obsługi wspólnoty
Ten "ogrodnik" jest członkiem zarządu wspólnoty. Tak?
Tu masz ściągawkę https://forum.zarzadca.pl/wiki/zarzad
Czy sprawdziłeś to o czym radziłem Ci wcześniej?
Jeżeli sprawdziłeś to już wiesz, że jako właściciel lokalu w tej wspólnocie jesteś również współwłaścicielem nieruchomości wspólnej. Każdy z właścicieli we wspólnocie jest współwłaścicielem tej części wspólnej (dla uproszczenia: gruntu pod i wokół bloku oraz klatek schodowych, dachu, ogrodzenia...) w częściach ułamkowych - w AN masz napisane jaki jest Twój udział. To jest Wasza wspólna własność (niepodzielna) i nikt, powtarzam nikt nie ma prawa nią rozporządzać bez waszej zgody. Jeżeli blok to rozumiem że duża wspólnota a więc powinien być wybrany zarząd i do zarządu zgłaszaj wszelkie zastrzeżenia, domagaj się itd. Tym bardziej skoro ten zarząd jest na "pensji" jak piszesz. Zażądaj wyjaśnień dlaczego ten Pan (cieć?) tak się bezprawnie panoszy - czy on jest jednym z właścicieli? Nawet gdyby był to również nie ma prawa sam "rządzić się" na całym terenie. Czy innym właścicielom działania tego pana nie przeszkadzają? Może trzeba jakąś uchwałę podjąć i zakazać mu "grzebania" w waszej własności? Może trzeba podjąć uchwałę o obciążeniu go za zużytą wodę? Może trzeba zastosować bardziej radykalne środki jeżeli perswazje słowne nie wystarczają? Jeżeli kupisz samochód to też pozwolisz aby sąsiad czy kto inny grzebał w nim bez twojej wiedzy? Popatrz na to pod takim kątem. Nikt za Was tego problemu nie rozwiąże - wy jako właściciele decydujecie a zarząd ma wykonać waszą wolę.
Na zebraniu zaproponuj sąsiadom - właścicielom podjęcie uchwały. Jak ponad 50% (udziałami) będzie za jej treścią, to administrator nie będzie miał nic do gadania, będzie musiał wykonać.
Co chciałbyś zaproponować? Założenie podlicznika wody dla tego ujęcia, z którego jest podlewany ogródek? Podział wspólnego terenu między właścicieli? Opracowanie jakiegoś planu jego zagospodarowania? Bo rozumiem, że obecna sytuacja cię wkurza, ale nie wiem, jaki stan w przyszłości byś chciał osiągnąć.
Dopuszczalna i często spotykana jest taka sytuacja, że jeden współwłaściciel faktycznie posiada całą nieruchomość stanowiącą przedmiot współwłasności, o ile nie przeszkadza to pozostałym.
Jak rozumiem jeden z właścicieli korzysta z wyłączeniem pozostałych z terenu wspólnego (biesiaduje z rodziną), poza nim nikt nie ma do niego dostępu, jednak część właścicieli również chciałaby zostać dopuszczona do współposiadania.
W takiej sytuacji możecie Państwo złożyć do sądu wniosek o dopuszczenie do współposiadania, legitymowany jest w sprawie każdy współwłaściciel.
Poczekajmy na odpowiedź, co by chciał osiągnąć w praktyce.
Dodo - nie załamuj się.
"...Nieraz zbierałem się do sprzedania mieszkania i wyprowadzki z tego chorego społeczeństwa, bo to może i jest wspólnota ale chyba pierwotna..."
Nie wiem, strzelam, ale ok 90% wspólnot mieszkaniowych to właśnie "wspólnoty pierwotne". Nie masz żadnych gwarancji, że wyprowadzając się trafisz na lepszą. Znam Twój ból, doskonale Cie rozumiem. Sam osobiście jestem zwolennikiem radykalnych działań. Większość doradców na forum poradzi ci pracę pozytywistyczną, od podstaw: szukaj zwolenników, wyjaśniaj, naprawiaj, prostuj, uzasadniaj, przekonuj, flaki wypruwaj, wejdź do zarządu.... i....zmieniajcie na lepsze miejsce w którym mieszkacie.
Koziorożka podniosła słuszne wątpliwości w kwestii zarządu ponieważ w zarządach (nawet na pensji) nie ma księgowych, prezesów, przewodniczących itp. dyrektorów. Sprawa ta wymaga wyjaśnienia tzn. musisz ustalić "status prawny waszej wspólnoty" a dokładnie kto nią zarządza czyli jak jest określony sposób sprawowania zarządu nieruchomością wspólną.
Zatrudniacie też administratora/księgową, czyli kogoś do obsługi wspólnoty
Ten "ogrodnik" jest członkiem zarządu wspólnoty. Tak " ? Tak mamy Zarząd składający się z dwóch osób, poza tym Administrację składającą się z księgowej, całej przewodniczącej i dwóch czy trzech facetów których tak do końca roli nie znam. I im płacimy pensję. Ten ogrodnik jest takim samym lokatorem jak my wszyscy, ale że wybrany przez nas to się zaczął panoszyć bez naszej wiedzy i zgody. Dalej piszesz tak : " w zarządach (nawet na pensji) nie ma księgowych, prezesów, przewodniczących itp. dyrektorów ". I owszem żadnych prezesów nie ma czy dyrektorów, jest natomiast księgowa, przewodnicząca całego tego |Zarządu, jakby się nie zwał i są inni funkcyjni. Razem jest ich chyba czterech ludzi na pensji. I oni mam na myśli ten Zarząd i tego "ogrodnika" są ze sobą tak blisko że bywają u siebie w domu. Oczywiście nie będę mu wybierał znajomych, ale wiecie już co się wtedy dzieje na zebraniach, nic nie da rady załatwić. Stoją za sobą murem. I dalej " Ja się pytam o konkret. Jak takie współposiadanie dodo by chciał zrealizować? Wydzielić własny ogródek? Coś innego?
Poczekajmy na odpowiedź, co by chciał osiągnąć w praktyce". Nie chodzi mi o rozbijanie tego co już jest, bo to byłaby strata i czasu i forsy włożonych w to co jest wokół bloku, ale jeśli mamy do tego pozostałego gruntu wszyscy takie samo prawo, to trzeba z nami to ustalać co chcemy tam zbudować , założyć postawić itp. Tak jak okiem sięgnąć wszędzie we wspólnotach potrafili się jakoś dogadać, mają i zieleń i parking dla swoich lokatorów, u nas oprócz "ogrodnika" zieleni nie ma prawa nic być, tylko to co on zasadzi, posieje. Nie narzekam jak ktoś napisał (rozkapryszony) nie o to chodzi, szukam porady jak to ukrócić, chcemy mieć prawo decydować o tym co ma być wokół naszego bloku !! Przecież tu mieszkają ludzie i nie można im wszystkim narzucać kwiatki, roślinki , krzewy bo tak się jemu podoba. Owszem ładnie, ale nic poza tym.Przykład, sam zadecydował kto i kiedy ma wyremontować klatkę schodowa. Przy okazji z każdego piętra zlikwidowali kaloryfery zostawiając jeden między parterem a pierwszym. Tylko że w mig założono tam jakąś nakładkę aby nikt go nie odkręcał, więc pytam to po co nam kaloryfer który nie ma prawa grzać ? Wątpliwa ozdoba. Zlikwidował pralnię bo mało kto pierze i zrobił z niej wózkownię gdzie stoją raptem trzy wózki, poza tym założył sedes dla sprzątających klatkę schodowa dwa razy w miesiącu, przyznam ze chyba nawet z niego nie korzystają, ale jest i to za czyje zrobiono kanalizę i sedes ? Wybaczcie to tylko takie przykłady na samowolę tego "ogrodnika". Nie pyta nikogo co mamy tam zrobić bo jakoś trzeba to wykorzystać itp itd, nic on sam to robi, a jak zrobione to nie można tego niszczyć to nasze pieniądze, więc stoi używane czy nie.Lokatorzy się "bili" o piwnice bo małe jak korytka, a Pan ma aż trzy. I takich przykładów samowoli mogę dać więcej, ale jak to jest we Wspólnotach, no może naszej, na klatce schodowej tumult i sprzeciw że lecą k.... a na zebraniu cisza jak makiem. Czy tak jest już wszędzie ?