Zmiana zarządu
proki
Użytkownik
Witam. Zasiadałem w Zarządzie wspolnoty mieszkaniowej od marca tego roku. Podczas urlopu w sierpniu otrzymałem informacje ze za dwa dni odbedzie sie zebranie w sprawie zmiany zarządu. Po powrocie do domu otrzymałem uchwałe o zmienie zarządu od 01.09.2015 (gdzie nie było juz mojej osoby). Na uchwale była adnotacja ze głosy były zbierane w trybie indywidualnym. Czy mozliwa jest taka forma zmiany zarządu bez mojego udziału? Prosze o pomoc i wyjsnienia.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarze
Ustawa dopuszcza tryb indywidualnego zbierania głosów przez zarzad. Zostałeś prawidłowo zawiadomiony o treści podjętej uchwały, zatem nie widzę popełnionych błędów. Jedyne co to można ewentualnie rozpatrywać to, czy miałeś szansę wypowiedziec się w sprawie (oddac głos) jeżeli byłeś uprawniony do głosowania i na tej podstawie ewentualnie zaskarżyć uchwałę, czego raczej nie polecam, chyba, że Twój udział miałby znaczenie w przypadku oddania głosu, a sytuacja WM tego wymaga. Ale należałoby zgodzić się z większością, jeżeli brak jest wątpliwości co do prawidłowości oddanych/zebranych głosów. Lepiej wspomagać nowy zarząd.
Należałoby się może dowiedzieć co było przyczyną powołania nowego zarządu w czasie roku. Ale sytuacja jak najbardziej poprawna, aczkolwiek zaskakująca.
Jak już pisali poprzednicy - jest to na dodatek zgodne z prawem.
Natomiast ze względów czysto ludzkich, sąsiedzkich itp. w "szanującej się wspólnocie" tego rodzaju działania winny odbywać się przy otwartej kurtynie, przy zachowaniu przynajmniej minimum wymogów dobrych stosunków międzysąsiedzkich, zwłaszcza w sytuacjach gdy nie ma pożaru.
Na pocieszenie, że nie jesteś sam w swoich rozterkach - poczytaj sobie całość poniższego orzeczenia: http://orzeczenia.wroclaw.so.gov.pl/content/$N/155025000000503_I_C_001386_2012_Uz_2013-02-22_001
W przeciwnym razie wspólnoty zostaną zepchnięte w biurokratyczną otchłań, w jakiej tkwią dzisiaj spółdzielnie mieszkaniowe, w których lokator, a nawet właściciel wyodrębnionego lokalu jest petentem, a Panem i Władcą jest wynajęty koleś, zwany Prezesem Zarządu, któremu mieszkańcy płacą za pilnowanie ich interesów. To jest odwrócenie porządku rzeczy albo - jak pisze czasem gecon - sytuacja, gdy "ogon merda psem".
O ile wspólnoty dość często cierpią na:
- niedobór środków finansowych na duże remonty lub inwestycje
- przerost demokracji nad zwykłą codzienną sprawnością działania (np. głosowanie uchwały nad przyjęciem planu gospodarczego przez 8-10 miesięcy)
- pieniactwo niektórych właścicieli, które niszczy poczucie wspólnego dobra i zniechęca właścicieli do aktywności
- nawiedzonych lub autokratycznych członków zarządu / panoszących się administratorów
- kompletną obojętność i tumiwisizm właścicieli, co umożliwia / ułatwia rozwój patologii, o których piszę wyżej;
o tyle spółdzielnie mieszkaniowe to twory kompletnie niereformowalne, powstałe w epoce, kiedy ideologiczne państwo monopartii za cel uznawało "wypieranie i ograniczanie własności prywatnej", zwłaszcza w zakresie środków produkcji i nieruchomości, ale po upływie kilku dziesięcioleci poszło na ustępstwa w zakresie "własności grupowej" - też "wrednej ideologicznie", ale jeszcze do opanowania.
Po zmianie systemu, uznano "własność spółdzielczą" za "własność prywatną członków spółdzielni". Konia z rzędem temu, czy wiedzą o tym szeregowi członkowie spółdzielni? Fakty są takie, że właścicielem majątku spółdzielczego nie są członkowie spółdzielni, tylko spółdzielnia jako osoba prawna. Ustawowy zapis to pusta deklaracja.
To nie jest żadna spółdzielczość, tylko machiny biurokratyczne i samowola prezesów. Konstrukcja prawna jest taka, że tylko od uczciwości i dobrej woli "aktywu" spółdzielczego zależy, czy będą dbać o majątek spółdzielców, czy o własny. Próbowano wielokrotnie ucywilizować spółdzielnie mieszkaniowe przez liczne nowelizacje ustawy o SM, ale to jest dzieło niewykonalne, mission impossible.
Stawiam garść wspólnotowych orzechów przeciwko 100 dolarom spółdzielczym, że system spółdzielczy w tej formie, w jakiej istnieje obecnie w Polsce, jest przeżytkiem nie do utrzymania. I mam nadzieję, że zostanie przekształcony lub zlikwidowany. Amen
Jeśli chodzi o spółdzielnie mieszkaniowe, to na własnej skórze przekonałam się z jak wielką są one patologią i do jakich wręcz mafijnych działań w nich dochodzi. Gdy kilka lat temu kupiłam mieszkanie spółdzielcze i zobaczyłam do jakiego marnotrawstwa dochodzi w spółdzielni, jakich przekrętów finansowych oraz łamania prawa na szeroką skalę, usiłowałam z tym walczyć w ramach struktur spółdzielczych. Po dwóch latach ciągłego szarpania się, okazało się, że nie jestem w stanie zrobić NIC. Układ Prezes-Radca prawny spółdzielni-rada nadzorcza-administracja (wszyscy sowicie opłacani przez członków spółdzielni) bardzo mocno bronią swoich pozycji, a ostatnim celem ich działań jest uczciwa gospodarka zasobami spółdzielni i chociaż namiastka uwzględniania interesów tych, którzy za to wszystko płacą, czyli mieszkańców.
Jedynym wyjściem z sytuacji było wydzielenie się ze spółdzielni jako wspólnota i wyprowadzenie przez 4 lata budynku ze stanu całkowitej ruiny. Początki wspólnoty były trudne, ale teraz nikt nie żałuje, że tak zrobiliśmy.
Takie wnioski wysnuwam z wpisów tego forum
Konia rzędem temu, gdzie szeregowi właściciele lokali znają swoje prawa i obowiązki wynikające z UoWL i faktu posiadania majątku w postaci lokalu we wspólnocie (np. ograniczone prawa własności)