Zarządca nieruchomości - zmiana pracy? - pytanie do Zarządców
FikcyjnyNick
Użytkownik
Witam forumowiczów,
postanowiłem napisać do Was na temat planów zmiany pracy.
Aktualnie prowadzę działalność i sam sobie szefuję - jestem licencjonowanym zarządcą nieruchomości (w ramach jednej firmy ze Wspólnotami działam już prawie 20 lat).
Zarządzam wieloma obiektami, z których większość to Wspólnoty duże. W firmie pracuje jeszcze kilka osób (konserwatorzy, administratorzy, księgowość, kadry, obsługa prawna itp).
Geneza:
Pewnie też to zauważyliście (pytanie do Zarządców), że z roku na rok ludzie stają się coraz bardziej upierdliwi, jeszcze bardziej roszczeniowi a w ogóle to chcieliby aby Zarządca działał za darmo. Nastało takie pokolenie, które uważa że wszystko się im należy bo zapłacili kupę kasy za mieszkania w kredytach itp., na wszystkim się znają i wszędzie węszą spisek. Każda podwyżka stawki eksploatacyjnej traktowana jest jak skok na kasę właścicieli, nie mówiąc już o podwyżce stawki za zarządzanie. Wydaje mi się że ludzie chcieliby płacić groszowe zaliczki a nieruchomość wspólna ich zupełnie nie interesuje. Ceny usług rosną, a nasze wynagrodzenia niestety bardzo powoli (jeśli w ogóle). Ponadto odnoszę wrażenie, że klienci (właściciele, najemcy, itp.) zaczęli traktować zarządcę jako prywatnego ciecia, którego można obrzucać g***nem przy byle okazji. Kiedyś takie zachowanie było rzadkością.
Jak już powyżej napisałem, mam duże doświadczenie w pracy z klientem (często trudnym) ale limity asertywności powoli się kończą.
Wiem, że najlepiej usunąć zgniłe jajo (problemowe budynki) i zająć się szukaniem nowych obiektów ale czy ktoś z Was dobrowolnie zrezygnował z umowy tylko ze względu na problemowych klientów?
Ogarniając temat w całości: coraz bardziej odczuwam ciągłą irytację, brak satysfakcji z wykonywanego zajęcia, a myśl o rozliczeniach i zebraniach w 1 kwartale przytłacza nawet w wakacje.
Czy też tak macie? Czujecie się wypaleni pracą dla kogoś, ciągłym rozwiązywaniem cudzych problemów?
Często myślę nad zmianą fachu właśnie przez ludzi/klientów, z którymi jestem zmuszony pracować i brak jakichkolwiek perspektyw na poprawę ich zachowań, relacji. Przecież Zarządca nie jest od wychowywania ludzi? Kwestia kasy lub wynagrodzenia nie ma tutaj znaczenia, a może by tak przejść na etat, od 8-16 robić swoje i mieć to wszystko gdzieś?
Może macie jakieś rady? Jak podejść do tematu?
postanowiłem napisać do Was na temat planów zmiany pracy.
Aktualnie prowadzę działalność i sam sobie szefuję - jestem licencjonowanym zarządcą nieruchomości (w ramach jednej firmy ze Wspólnotami działam już prawie 20 lat).
Zarządzam wieloma obiektami, z których większość to Wspólnoty duże. W firmie pracuje jeszcze kilka osób (konserwatorzy, administratorzy, księgowość, kadry, obsługa prawna itp).
Geneza:
Pewnie też to zauważyliście (pytanie do Zarządców), że z roku na rok ludzie stają się coraz bardziej upierdliwi, jeszcze bardziej roszczeniowi a w ogóle to chcieliby aby Zarządca działał za darmo. Nastało takie pokolenie, które uważa że wszystko się im należy bo zapłacili kupę kasy za mieszkania w kredytach itp., na wszystkim się znają i wszędzie węszą spisek. Każda podwyżka stawki eksploatacyjnej traktowana jest jak skok na kasę właścicieli, nie mówiąc już o podwyżce stawki za zarządzanie. Wydaje mi się że ludzie chcieliby płacić groszowe zaliczki a nieruchomość wspólna ich zupełnie nie interesuje. Ceny usług rosną, a nasze wynagrodzenia niestety bardzo powoli (jeśli w ogóle). Ponadto odnoszę wrażenie, że klienci (właściciele, najemcy, itp.) zaczęli traktować zarządcę jako prywatnego ciecia, którego można obrzucać g***nem przy byle okazji. Kiedyś takie zachowanie było rzadkością.
Jak już powyżej napisałem, mam duże doświadczenie w pracy z klientem (często trudnym) ale limity asertywności powoli się kończą.
Wiem, że najlepiej usunąć zgniłe jajo (problemowe budynki) i zająć się szukaniem nowych obiektów ale czy ktoś z Was dobrowolnie zrezygnował z umowy tylko ze względu na problemowych klientów?
Ogarniając temat w całości: coraz bardziej odczuwam ciągłą irytację, brak satysfakcji z wykonywanego zajęcia, a myśl o rozliczeniach i zebraniach w 1 kwartale przytłacza nawet w wakacje.
Czy też tak macie? Czujecie się wypaleni pracą dla kogoś, ciągłym rozwiązywaniem cudzych problemów?
Często myślę nad zmianą fachu właśnie przez ludzi/klientów, z którymi jestem zmuszony pracować i brak jakichkolwiek perspektyw na poprawę ich zachowań, relacji. Przecież Zarządca nie jest od wychowywania ludzi? Kwestia kasy lub wynagrodzenia nie ma tutaj znaczenia, a może by tak przejść na etat, od 8-16 robić swoje i mieć to wszystko gdzieś?
Może macie jakieś rady? Jak podejść do tematu?
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarze
Myślę, że to nie tylko pytanie do zarządców... Relacje międzyludzkie nie dotyczą tylko kwestii zarządzania nieruchomościami - one są powszechne dla wielu przejawów życia. Ludzie są jacy są - inni nie będą, ponieważ czasy, które nastały nie uczą szacunku do drugiego człowieka. Teraz liczy się tylko ja i własne ego. A do tego jeszcze... różnego rodzaju warunki środowiskowe zmieniają ludzi - ten proces się toczy, choć raczej niewielu to zauważa.
Bo jak się zachować / ocenić zachowane, gdy na dyżur Zarządu przychodzi człowiek oświadczając, że jest właścicielem lokalu ( nikt go z nas nie zna) , nie chce okazać Aktu notarialnego i zaczyna wymieniać swoją listę żądań ... tak jakby był najemcą lokalu.
Nasze, członków Zarządu, wyjaśnienia do niego nie docierają ....
No cóż, kobietom to uchodzi podobno na sucho.
Nic dodać, nic ująć...
O! :shocked: Dzięki za diagnozę, specjalisto od zarządzania. Zwrócę Ci jednak uwagę, że zachowujesz się nie fair... Kiedyś w prywatnej korespondencji napisałam Tobie, że lubię pisać. Ten fakt, a właściwie informację, której sama Ci udzieliłam prywatnie, wykorzystujesz teraz by zdyskredytować to co robię, określając ją "manią pisania". To bardzo nieładnie i niemęsko, panie KubaP (ciągle się zastanawiam co oznacza owo P i... mam jakieś takie nieciekawe skojarzenia... :cool:)
O ile jest to forum, w którym każdy ma prawo wypowiedzieć swoje zdanie, to ja to właśnie robię - czy Ci się to podoba, czy nie. Ty nie będziesz mnie, ani mojej aktywności tutaj ograniczał swoimi mało "eleganckimi" podsumowaniami.
Nie puszczaj do mnie oczka, panie KubaP. Tobie na sucho i mokro uchodzi tutaj znacznie więcej - nikt na to nie reaguje, bo... są tylko dwie możliwości: jesteś tutaj sam, albo jesteś pod specjalnym nadzorem tolerancji, w postaci parasola ochronnego dla miłych inaczej.
Chciałam dodać jeszcze jedno: nie schlebiaj sobie, że to forum jest jedynym na świecie miejscem do pisania, bo to zakrawa na zwykłe zadęcie i bufonadę.
Jedyne co widać to wpisy "ważne". Czyli, że ktoś patrzy na posty od strony merytorycznej, ale chyba żadnej innej.
Haneczka i znowu nic nie zrozumiałaś z mojej wypowiedzi, a napisałaś się, że ho,ho!
sama się wkopujesz i pogrążasz, szukasz we wszystkim drugiego dna na swoją modłę ...
co ty wyciągasz jakieś prywatne korespondencje , a może wystarczyłoby zamilknąć w tym temacie ...Haneczka? ...
Wystarczająco mamy problemów z mieszkańcami aby na siebie jeszcze napadać.
Zgadzam się że uwolnienie zawodu od obowiązku jakiejkolwiek licencji zdewaluowało ten zawód dla uczciwych
i doprowadziło do dumpingu stawek za zarządzanie do wręcz nieuczciwego poziomu.
Można było uprościć wymagania do chociażby minimum jaki proponują stowarzyszenia branżowe.
W większości delegatur KIGN od przeszło 3 lat nie można znaleźć choćby 10 osób chętnych na kursy/szkolenia
w mieście stołecznym Warszawa.
Ale skoro jesteś doświadczonym zarządcą, który zdaje sobie sprawę, jak powinna wyglądać normalnie Twoja praca z ludźmi odpowiedzialnymi i rozumnymi, to chyba nie powinieneś mieć problemu ze znalezieniem pracy z ludźmi, którzy będą w stanie szanować Ciebie i Twoją pracę. Nie ma co się przejmować zgniłymi jabłkami. Lepiej zająć się tymi, którzy na to zasługują. ;)
Myślę, że statystycznie to pozycjonuje się na takich samych poziomach. Ludzie są różni, a przecież zarządcy/administratorzy też są ludźmi - więc też są różni.
Trochę przykro patrzeć, ale większość odpowiedzi nie jest na temat a jedynie wzajemnymi oskarżeniami członków forum - skąd my to znamy?
idroso - dzięki za odpowiedź bo mądrze piszesz.
Cóż, taki już nasz (zarządców) los, trzeba z tym żyć i chyba wyhodować sobie dodatkowe pokłady cierpliwości na następne kilka lat. Jak to się mówi: "czas od zebrania do zebrania mija najszybciej w całym roku" :) a szkoda. Osobiście uważam to za pewnego rodzaju misję, tzn. wiem że ludzi nie wychowam na nowo ale miło czasem usłyszeć od klienta: "dobra robota - jestem zadowolony". Dobrze wiecie, że zdarza się to bardzo rzadko, ale w naszym zawodzie już tak jest, że jak ludzie nie narzekają to traktujemy to jako sukces, a Ci którzy zdobędą się na pochwałę można policzyć na palcach jednej ręki. Jak nie my to kto??
Skłonna jestem przypuszczać, że jesteś KubaP, w fikcyjnym wydaniu. :tooth:
Nowy doklejony: 23.08.18 19:47 Oczywiście, że bywają dla siebie wilkami. To kwestia osobowości, charakteru, morale i etyki zawodowej. Bywa tak, że jedni na drugich - oczywiście nieformalnie i po cichu - za plecami szczują, po to, by złapać klienta.
A tak poza tym, ale w związku z tematem... Miałam nieprzyjemność poznać taką panią zarządcę, która tłumaczyła członkowi zarządu, chcąc uczynić go uległym, że wspólnoty mieszkaniowe to są takie kurki znoszące złote jajka. Cudowne.... Nieprawdaż? :cool:
A swoją drogą ... jacy to ludzie muszą być przepełnieni nienawiścią do drugiego człowieka , aby coś takiego napisać.
"młodzi" = to wydatki/kredyty , niepewność i zero odpowiedzialności (jak nie wyjdzie to zrezygnuję, co mi zrobią :shocked:)
"dojrzali" = to stagnacja , spokój, remoncik za remoncikiem na ile starcza kasy z zaliczek we Wspólnocie,
przecież 500+ nie można oddać Wspólnocie
Co wybierasz narodzie ?