Brak możliwości kontroli zarządu
i-co-ty-na-to
Użytkownik
Mam poważne zastrzeżenia do działania zarządu wspólnoty. Najważniejsze sprawy to:
[ulist][li]Brak transparentności zarządzania finansami.[/li][li]Brak dbałości o stan techniczny nieruchomości.[/li][/ulist]
Zwróciłem się do zarządu z pismem, w którym prosiłem o możliwość zapoznania się z:
Wiem, że książki obiektu budowlanego prawdopodobnie nie ma. Przegląd 5-letni odbył się raz, pod koniec 2016 roku (a wspólnota istnieje prawie 20 lat). A to, co się dzieje z pieniędzmi wspólnoty - to osobna historia. Analiza tego ile, komu i za co zapłacono (remonty itp.), jest bardzo pouczająca.
Czy ktoś ma pomysł, co z tym zrobić?
[ulist][li]Brak transparentności zarządzania finansami.[/li][li]Brak dbałości o stan techniczny nieruchomości.[/li][/ulist]
Zwróciłem się do zarządu z pismem, w którym prosiłem o możliwość zapoznania się z:
-
[li]książką obiektu budowlanego,[/li][li]protokołami kontroli 5-letnich budynku,[/li][li]wyciągami z kont wspólnoty za interesujący mnie okres.[/li]
Wiem, że książki obiektu budowlanego prawdopodobnie nie ma. Przegląd 5-letni odbył się raz, pod koniec 2016 roku (a wspólnota istnieje prawie 20 lat). A to, co się dzieje z pieniędzmi wspólnoty - to osobna historia. Analiza tego ile, komu i za co zapłacono (remonty itp.), jest bardzo pouczająca.
Czy ktoś ma pomysł, co z tym zrobić?
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarze
Jedyna rada - wyprowadzić się (bez gwarancji że będzie lepiej) lub zamknąć oczy, zatkać uszy i olać to wszystko (niestety także sposób wydawania Twoich pieniędzy) bo we wspólnocie obowiązuje system demokracji gdzie większość ma rację nawet najgłupsza.
Na kopanie się z koniem szkoda nerwów i zdrowia.
To co napisał w tym poście to typowa sytuacja w ( moim zdaniem ) większości wspólnot. Dlaczego tak jest odpowiedź jest prosta.... Edukacja prawna polskiego spoleczeństwa i jeszcze raz edukacja...
We wspolnocie niewiele trzeba . Wystarczay 4 do 10 aktywnych włascicieli na 100 . Ale nawet nie ma tylu.
Zwykle to są wyjatki . Na moim osiedlu na 1035 mieszkań ja jestem jeden który coś ...widzi.
Sąsiedzi w sądzie wygłaszali peany na cześć zarządu. Przyczynę takiego zachowania można zrozumieć, analizując stan zadłużenia wobec wspólnoty wielu z wielbicieli zarządu. Zarząd niewiele robi, by wymusić spłatę zadłużenia i regularne regulowanie zobowiązań. Odpłatą jest całkowita dyspozycyjność.
Co zaś do sąsiadów w sądzie. Ostatnio przesłuchano prawie całą wspólnotę. Chodziło o stwierdzenie nieistnienia uchwał podjętych wbrew UoWL. Żaden - powtarzam: żaden - ze składających zeznania członków wspólnoty (ponad trzydziestu!) nie był w stanie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: Z pana/pani księgi wieczystej odczytałem następującą wielkość: ... Co to jest? Zawsze padała odpowiedź: Nie wiem. A była to zawsze wielkość udziałów danego właściciela. Zadawałem drugie pytanie: Jaki związek ma ta wielkość w głosowaniem nad uchwałami? Znów odpowiedź: Nie wiem. Trzecie pytanie: Czy wszystkie głosy oddane podczas głosowania mają tę samą wagę, czy może jest jakaś różnica? Odpowiedź: No pewnie, że taką samą.
W tej wspólnocie wszelkie uchwały głosuje się wg metody "jeden głos na lokal". Bo tak sobie ustalono w 1999 roku (!!!) Wiele z nich (większość!), gdyby podsumować udziały głosujących za, nie uzyskało 50%, czyli: nie zostało podjętych. Komu sądy przyznają rację? Wspólnocie.
Drugi przykład. Od początku istnienia wspólnota wyznacza opłaty na pokrycie utrzymania nieruchomości wspólnej "po równo na lokal", a nie proporcjonalnie do udziałów. Lokale zaś znacznie się różnią - jest 20 mieszkań 3-pokojowych i 20 2-pokojowych (a należy jeszcze uwzględnić pomieszczenia przynależne). Podniosłem tę kwestię w sądzie - że to sprzeczne z UoWL. Co stwierdził sąd? Że jako współwłaściciel mieszkania większego nie ponoszę szkody, więc nie mogę podnosić tej kwestii. A jak na zapytanie, czy wszyscy powinni płacić po równo, odpowiadali w sądzie członkowie wspólnoty? No pewnie, że po równo. Również ci mający mieszkania mniejsze.
Kolejny przykład. Podjęto uchwałę o przekazaniu księgowości wspólnoty do biura rachunkowego. Nie określono jakie to biuro, ile będzie kosztować owa obsługa. Nie określono nawet, jak zostanie ono wybrane. Podniosłem tę kwestię w sądzie - że uchwała o zawarciu umowy bez określenia jej istotnych punktów jest nieważna jako tzw. uchwała blankietowa. Przywołałem kilka orzeczeń. Przegrałem.
Księgowość przekazano biuru rachunkowemu. Podczas ostatniego przesłuchania w sądzie (wtedy, gdy zeznawała prawie cała wspólnota) każdego z właścicieli zapytałem jakie to biuro. Nikt nie wiedział. Również... członkowie zarządu. Tak: członkowie zarządu nie byli w stanie podać nazwy biura, jego adresu ani nazwiska osoby obsługującej wspólnotę. Na pytanie, jak wybrano biuro, usłyszałem odpowiedź Wybraliśmy takie, żeby nie chodzić daleko z fakturami.
Szkoda, że głupota nie boli.
[ulist][li]W przypadku roszczenia niematerialnego.[/li][li]W przypadku roszczenia materialnego, w którym wartość przedmiotu zaskarżenia przekracza 50 tys. zł.[/li][/ulist]
Czy pozew o stwierdzenie nieistnienia uchwał (ew. o ich uchylenie) jest pozwem dot. roszczenia niematerialnego czy materialnego? To zależy od widzimisię sądu. Miałem przypadek, że Sąd Okręgowy uznał roszczenia za niematerialne (bo nie polecił określić ich wartości). Przegrałem, a mój prawnik wniósł apelację. Sąd Apelacyjny nakazał określić wartość przedmiotu zaskarżenia, a prawnik go określił - na mniej niż 50 tys. zł (bo jak uzasadnić, że np. oddanie księgowości do biura rachunkowego wygeneruje straty w wysokości...?). W ten sposób odcięto nam drogę do kasacji. Apelację, rzecz jasna, odrzucono.
Jest jeszcze jedna możliwość. Wniesienie skargi na wyrok sprzeczny z prawem. Na to są dwa lata i można to zrobić nawet gdy upłynęły terminy wszelkich odwołań. Skargę składa się w SN i obowiązuje tzw. przymus adwokacki, czyli: muszę mieć adwokata, nie mogę skargi wnieść sam. Wynająłem panią adwokat spoza swojego miasta, tak na wszelki wypadek. Analizowała dokumenty prawie dwa miesiące. I stwierdziła, że nie ma podstaw do wniesienia skargi. Dlaczego? Bo celem skargi jest dochodzenie odszkodowania od Skarbu Państwa, a w mojej sprawie nie tylko trudno oszacować wartość szkody, ale nawet: nie sposób określić, jaką szkodę poniosłem. Za analizę zasadności wniesienia skargi pani mecenas zainkasowała 500 zł.
Poszukałem innego adwokata, jeszcze dalej od miejsca zamieszkania. Za analizę zasadności wniesienia skargi (powtarzam: za samą analizę, czy są do tego podstawy, nie za wniesienie skargi) zażyczył sobie 2.500 zł. Podziękowałem.
Co jeszcze mogłem zrobić?
Wniosek można złożyć przez Internet.
Jeśli ktoś chciałby mi zasugerować zainteresowanie sprawą mediów, informuję: tego też już próbowałem. Różne media: lokalne, ogólnokrajowe, branżowe (prawne), "ogólnotematyczne", gazety, staje TV, portale internetowe - wykazały zerowe zainteresowanie.
Ogólnie: wszyscy chcą "mieć sprawę z głowy". Nikogo nie obchodzi jakieś tam prawo. Ktoś, kto uparcie domaga się, by postępowano zgodnie z prawem, jest traktowany jak natręt (w najlepszym przypadku) albo jak wariat (w przypadku najgorszym).
Przez Internet poskarżyłem się na łamanie prawa i procedur przez sędziego i po kilku tygodniach dostałem od RPO pismo że złożył kasację w mojej sprawie do SN.